czwartek, 1 lutego 2018

Zamiast wstępu... na dobry początek :)

Niespełna rok temu moje coraz bardziej "rozkręcone" życie biegowe legło w gruzach. Na początku podnosiłam się jeszcze z chwilowych - tak mi się wydawało - niedyspozycji, by w końcu zejść na dobre z biegowych ścieżek. Można sobie wyobrazić, co to oznacza dla kogoś, kto przez ostatnie kilka lat wszystko podporządkował bieganiu: plany treningowe, zmieniona dieta, sporo dodatkowych aktywności - wszystko po to, by biegać lepiej, więcej, szybciej. Zdobywać kolejne biegowe szczyty. Kiedy nagle zabrakło biegania - wszystko inne straciło sens. Ja, przyzwyczajona do tego, że nie ma rzeczy niemożliwych i że plan zawsze musi zadziałać - musiałam przyjąć do wiadomości, że tym razem nie będzie to takie proste...
...na mecie Chojnik Maraton - już wtedy kontuzja mocno mi dokuczała, po tym starcie musiałam "odstawić" bieganie na dobre... i na długo
Następne pół roku to szukanie przyczyn, rehabilitacja, ból, nadzieje i kolejne rozczarowania. Złościły mnie posty znajomych i zdjęcia z biegów, ograniczyłam kontakty z biegaczami, zamknęłam się w swoim świecie rozgoryczenia, żalu i poczucia krzywdy. 
Jedyną aktywnością, która wówczas była możliwa i nie sprawiała mi bólu było pływanie. Z początku ze łzami w oczach i żalem, że mogłabym w tym czasie biegać - zaczęłam jeździć nad jezioro. Pływając, zapominałam o całym świecie, woda uspokajała rozchwiane emocje, a z czasem zaczęłam czuć się w niej naprawdę świetnie. I - co było dla mnie odkryciem - pływanie też potrafiło zmęczyć! :) 
Pewnego dnia Iza z Adrenalina Fitness zaproponowała mi udział w... sztafecie triathlonowej. Miałam startować w pływaniu. To jej wiara we mnie i niezachwiana pewność, że właśnie ja mam być w zespole sprawiły, że zdecydowałam się wystartować. 
Nie zapomnę tych emocji towarzyszących przygotowaniom, samym zawodom, momentowi startu, wreszcie - mecie i chwili, kiedy na mojej szyi zawisł pierwszy, triathlonowy medal... Znowu poczułam, że mogę wszystko, a niemożliwe nie istnieje. Do tej pory, zwłaszcza w chwilach zwątpienia, wspominam tamten czas i niezmiennie wywołuje on we mnie mnóstwo wzruszeń. 
Greatman Triathlon Trilogy w Kościanie - pierwszy start w sztafecie i pierwsza rywalizacja pływacka :) 
No i zaczęło się :) Nadal nie mogłam biegać, podejmowałam jednak od czasu do czasu małe próby powrotu na biegowe ścieżki - udało się między innymi wystartować w Biegu na Wielką Sowę, który traktuję sentymentalnie, bo był to mój pierwszy bieg w "prawdziwych" górach i od tej pory biegam tam co roku :) Było to możliwe dzięki ogromnemu wsparciu, fachowej pomocy i niezachwianej wierze Rafała, który nigdy nie dał mi do zrozumienia, że mam odpuścić bieganie i do tej pory w odpowiednich momentach zachęca, a w innych hamuje moje biegowe zapędy :) 
Odkryłam też rower. Całkowicie nowy, nieznany dotąd wymiar tego sportu odsłania się przede mną dzięki udziałowi w programie treningowym FTI - długo się wahałam przed podjęciem decyzji o dołączeniu do grupy, ale teraz uważam to za jedno z najbardziej ciekawych i ekscytujących doświadczeń w ostatnim roku. Oczywiście, planuję już starty rowerowe! 
Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się wrócić do biegania na długich dystansach i czy w ogóle będzie to możliwe. Wierzę mocno, że tak się stanie. Miniony rok wiele mnie nauczył. Spokorniałam. Jestem silniejsza - zarówno fizycznie (inne aktywności i rehabilitacja wzmocniły moje ciało) jak i psychicznie. Chyba też trochę zmądrzałam :) A teraz przygotowuję się do startów - w tym roku czeka mnie pływanie, rower i - mam nadzieję - bieganie :) Przede mną "Pogoń za Wilkiem" - bieg, który lubię ze względu na niepowtarzalną atmosferę, leśny klimat, szacunek do przyrody... i Waleczną Wilczycę! :) No to zaczynamy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Bo w tym życiu to nam jakoś życia ciągle mało"

Nie mówcie, że coś w życiu jest niemożliwe. Albo, że się nie da, nie uda, nie można... Ostatnie miesiące pokazują mi, że w ciągu krótkiego c...