czwartek, 5 lipca 2018

"The Winner Takes It All" - kiedyś miałam tylko bieganie, teraz mam wszystko :)

Coraz bliżej bieg... Kiedy w styczniu zgłaszałam się do plebiscytu Walecznej Wilczycy, cieszyłam się, że będę mogła pisać i dzielić się z innymi tym, co przeżywam - i to mnie nakręcało. O bieganiu nie było wówczas mowy i nie wiedziałam, czy w ogóle możliwy będzie start w "Pogoni za Wilkiem" - co zatem opisywać, jeśli relacje mają dotyczyć przygotowań do startu biegowego...?
Jedno z moich ulubionych zdjęć - podpisałam je kiedyś: "Myśl. Wierz. Marz. Miej odwagę". I to mnie napędza :)
Okazało się jednak, że nie trzeba "zaliczać" intensywnych treningów biegowych, żeby nabierać sił i zdobywać formę do biegania. Przez ten czas zrobiłam i osiągnęłam tak wiele, że wcześniej nie mogłam sobie tego nawet wymarzyć. Kiedyś liczyło się tylko bieganie, a każda inna aktywność miała właściwie jeden cel: sprawić, że będę biegać szybciej i więcej. Dziś wiem, jak ogromną przyjemnością jest wypływanie na otwarte wody, jak bardzo można poczuć się wtedy częścią natury, jak dobrze jest pozwolić się wodzie rozpieszczać :) Doświadczyłam adrenaliny podczas pływackiego startu w triathlonie i zobaczyłam, że im więcej spokoju i równowagi jest we mnie, tym szybciej płynę, a woda niesie mnie przyjaźnie i ochoczo. Pływanie mnie leczyło, uspokajało, koiło i dawało siły.
Jak wspomnienia, to nie może zabraknąć tego zdjęcia - przed pierwszym startem w triathlonie glinianki stały się moim drugim domem :)
Poznałam smak mieszanki kurzu, piachu, błota i potu, połączonej z ogromnymi emocjami podczas startów rowerowych - jakże innymi od tych biegowych! Przeżyłam piękne, wzruszające chwile poczucia totalnej jedności z rowerem - i momenty porażki, kiedy nie mogłam się z nim "dogadać", jazda sprawiała ból, a ja wątpiłam, czy w ogóle jest sens wsiadać na rower po raz kolejny. Te kilka miesięcy pokazało mi, jak fascynującą dyscypliną jest kolarstwo, a jednocześnie - jak trudną i skomplikowaną. Nic jeszcze, żaden sport wcześniej, nie wzbudzał we mnie tylu skrajnych emocji i nie wymagał pokonywania tak wielu wewnętrznych barier i oporów. I jestem przekonana, że te zmagania czynią mnie coraz silniejszą.
Kolarstwo górskie to dyscyplina, która fascynuje mnie coraz bardziej - mam to szczęście, że mogę trenować z najlepszymi! (FTI)

Zainteresowałam się crossfitem, który z kolei zaprowadził mnie do kettlebells - nie przypuszczałam, że ciężkie, żelazne kule mogą stać się nie tylko narzędziem treningowym, ale też źródłem wielu niesamowitych przeżyć :) Ćwiczenia z nimi to moment, na który zawsze czekam z radością; przy okazji nabieram sił, a moje ciało staje się mocne, stabilne, gotowe do działania ;)


Kiedyś byłam nastawiona tylko na powrót do biegania, a nieudane próby powodowały pogłębianie się frustracji i sprawiały, że załamywałam się na nowo. Im bardziej chciałam biegać, tym było gorzej. Bardzo powoli, ale z czasem zaakceptowałam stan: nie biegam. Odpuściłam. Dałam spokój. Zresztą, rower pochłonął mnie doszczętnie i sprawił, że skierowałam swoją uwagę i wysiłek na inne tory. I nagle - zupełnie niespodziewanie - okazało się, że mogę biegać :) Biorę udział w treningach w Adrenalinie z Rafałem, a od niedawna biegam też sama; udało mi się wystartować w Biegu Eleganta, niedługo pobiegnę w Pogoni za Wilkiem, a potem na moją ukochaną Wielką Sowę :) Kiedyś miałam tylko bieganie - teraz mam WSZYSTKO... :) :)
Nie było różowo - choć w gabinecie Rafała działy się cuda :)
Dziś, z perspektywy tych kilku miesięcy, mogę śmiało powiedzieć, że ja JUŻ wygrałam. Wygrałam plebiscyt i wygrałam bieg. Dostałam bowiem o wiele więcej niż są warte wszelkie wyróżnienia i puchary: coraz mocniejsze ciało i umysł, waleczne serce, silniejszy charakter, więcej pokory i mądrości, cudowne doświadczenia innych aktywności na poziomie, o jakim mi się nawet nie śniło... Mogłabym tak wyliczać bez końca. A przede wszystkim - dostałam ogromne, nieocenione wsparcie od Was - wszystkich, którzy czytacie moje posty, którzy wspieracie mnie nieustannie, niezmiennie we mnie wierzycie i jesteście zawsze - w tych chwilach ogromnej radości i tych, kiedy płaczę i upadam. Szczególne podziękowania należą się Sebastianowi, mojemu mężowi, który daje mi tyle wolności, że mogę realizować nawet najbardziej szalone pomysły, zawsze wspiera mnie w każdym działaniu, jest blisko i bardzo mocno!

A co dalej? Powiedziałabym - to samo :) Nadal będę trenować na rowerze, pływać, biegać i o tym wszystkim pisać :) W planach mam jeszcze wiele startów i pięknych chwil :) Kiedyś mój tata często mi powtarzał, że z marzeniami trzeba ostrożnie, bo one się spełniają - zamierzam zatem marzyć, myśleć, wierzyć i mieć odwagę. W końcu jestem przecież Waleczną Wilczycą! :)

"Bo w tym życiu to nam jakoś życia ciągle mało"

Nie mówcie, że coś w życiu jest niemożliwe. Albo, że się nie da, nie uda, nie można... Ostatnie miesiące pokazują mi, że w ciągu krótkiego c...