Przeżyłam. Wygrałam. A przy okazji - zdobyłam nowe, wspinaczkowe umiejętności. I choć z czasem wspinanie ustąpiło miejsca bieganiu, nadal z przyjemnością wracam do liny, uprzęży, magnezji, a jak tylko jest okazja pobuszować w skałach... uwielbiam!
na Blok Line - ściance wspinaczkowej w Poznaniu |
W mój coraz bardziej napięty grafik musiały się zmieścić także rowery z FTI. Tym razem przeżyłam jeden z trudniejszych dla mnie treningów - z każdym kolejnym odcinkiem było coraz gorzej, na sprintach miałam wrażenie, że zemdleję, a na ostatnim podjeździe bolał już chyba każdy mięsień... Uratowała mnie muzyka towarzysząca poszczególnym zadaniom, nawet w domu słuchałam w kółko "Lots to take and lots to give, time to breathe and time to live" - starego przeboju ABBA, w "twardej", metalowej aranżacji. Ta muzyka dodała mi skrzydeł. Po raz kolejny stało się jasne, że granice nie istnieją - zawsze nadchodzi moment, kiedy przekraczam kolejną i dokonuje się niemożliwe... Ujawnia się siła, której nie byłam wcześniej świadoma. Znowu wygrałam. Endorfiny szalały.
Oczywiście, nie mogłam darować sobie prób biegowych. Środa jest z założenia dniem regeneracji - żadnych treningów, odpoczynek, jedzenie, spanie itp. Lekki mróz i spokojny, rześki wieczór nie pozwoliły jednak wysiedzieć w domu. Wybiegłam z zamiarem spokojnego truchtu... wyszło nieco szybciej :) I znowu bez bólu! Byłam wniebowzięta... "time to breathe and time to live"...
Nadszedł czas spotkania z Przemkiem. Przy herbacie i pysznej (i ogromnej!) szarlotce, zachwycona jego wyglądem (zazwyczaj widzimy się w strojach sportowych, nie marynarce itp.), po wyjątkowo intensywnym dniu w pracy, czułam bliskość, zrozumienie, zaufanie... Jeszcze jeden piękny, wartościowy, cudowny człowiek na mojej drodze :) Pomiędzy mnóstwem innych tematów pojawił się też wątek naszej pasji - biegania, roweru, wiążących się z tym wyjść na treningi, odkładanych na potem innych spraw... reakcji naszych bliskich... Powróciło do mnie pytanie, które na ściance zadała Agnieszka: czy to, co robimy, to jeszcze pasja czy już obsesja? Patrząc chociażby na mijający tydzień myślę - podobnie jak Przemo - że granica jest bardzo cienka, tak nikła, że my sami często nie jesteśmy w stanie jej zauważyć. Sport nas wciąga, uzależnia - chcemy więcej, mocniej, szybciej, bardziej, częściej... I nawet nie chodzi o jakieś wyniki. To organizm po prostu dopomina się o swoją dawkę endorfin. Dla sportu jesteśmy w stanie poświęcić wiele... Mnie jakiś czas temu zatrzymała kontuzja. Zmusiła do zwolnienia, słuchania tego, co mówi mi moje ciało. Bez odpowiedniej dawki aktywności wpadałam we wściekłość, a potem - depresję. Minęły miesiące, zanim nauczyłam się żyć nieco inaczej, bardziej dbać o siebie, doceniać inny, nie-treningowy czas... Miniony tydzień pokazał mi jednak, że bardzo łatwo znów wpaść w coś, co nazwałabym nawet - sportowym obłędem. Jeszcze, jeszcze, jeszcze! Tylko dokąd to mnie zaprowadzi?
Oczami wyobraźni zobaczyłam siebie na starcie Chojnika, Wielkiej Sowy, Pogoni za Wilkiem, rowerowych Obornik i innych wyścigów... Wspomniałam planowane triathlony, sztafety... Przede mną długi, piękny, intensywny sezon startowy! Muszę mocno uważać, by tego nie stracić... Nie przeforsować organizmu. Upiec czasem ciasto, usiąść z mężem przy kominku, pójść na spacer z psem (bez pulsometru! :)). A czasami - a co tam! - wypić grzane wino przy ognisku albo zjeść michę lodów oglądając serial :). Nie zaniedbywać rehabilitacji. Wszystko po to, by móc cieszyć się startami w zaplanowanych na sezon zawodach. I po to, by sport wciąż był pasją, nie obsesją. "W twoim przypadku mniej znaczy lepiej" - napisał mi kiedyś Artur, gdy zastanawiałam się, jak ułożyć plan swoich treningów. Miał rację :)
Marto, nie wiedziałam, że się wspinasz:) Ja nigdy nie byłam na ściance i tylko podziwiam z dołu wspinaczy
OdpowiedzUsuńMarta, przepięknie napisane i jakże ważne dla mnie . Pasja czy już obsesja ? Myślę, że kontuzje pozwalają nam to ocenić i być może , to jest w nich najważniejsze. Życzę nam wszystkim , aby zawsze była to pasja. Gratuluję udanego powrotu i do zobaczenia , kiedyś ...może nasze ścieżki się spotkają.
OdpowiedzUsuń