piątek, 8 czerwca 2018

"Więc teraz serca mam dwa (...) i miłość po kres, i radość do łez"

Stało się, udało się - przebiegłam "Eleganta na 5"! Dzień po "Rajdach dla Frajdy", czyli Grand Prix Amatorów na Szosie (71 km w nogach - było bosssko!), w wielkim upale i na moje obecne możliwości - świetnym stylu. Biegłam spokojnie, cały czas wsłuchując się w sygnały płynące z ciała - ale nic niepokojącego się nie działo, ani w czasie biegu, ani potem - Rafał mówił, że wrócę do biegania i oto jestem! :) Szczęśliwa i pełna nadziei. I jednocześnie coraz silniejsza.

na trasie biegu (Przemo, dzięki za zdjęcie! :))

Po biegowym sukcesie Eleganta przez kilka dni walczyłam ze sobą, by nie zapisać się na kolejny najbliższy bieg :) Wiedziałam jednak, że zbyt duża intensywność może zniweczyć dotychczasową pracę i spowodować nawrót kontuzyjnych dolegliwości, zatem - z trudem, ale rozsądek zwyciężył i skupiłam się ponownie na realizacji mojego planu. Najbliższy biegowy cel to Pogoń za Wilkiem, a póki co - wspólne bieganie z grupą w Adrenalinie :)

po Biegu Elegant na 5 - z mężem :)

Minęły ponad dwa miesiące, odkąd realizuję treningi według planu, konstruowanego dla mnie przez Adama (@protrenujmy). Głównym celem na ten sezon jest szlifowanie formy rowerowej, zatem rower wypełnia najwięcej mojego treningowego czasu. Początki były dość skomplikowane - musiałam nauczyć się, że jak robię trening to nie oglądam w tym czasie ptaszków, nie podziwiam widoków, nie skupiam się na otoczeniu, lecz maksymalnie koncentruję na zadaniach, które mam akurat wykonać. W dalszym ciągu nie jest to łatwe, ale mam już "swoje" treningowe ścieżki, które służą do realizowania zadań - i zaczyna to działać :)

Druga rzecz, którą musiałam zmienić - to własny sposób na trenowanie. Do tej pory robiłam mnóstwo rzeczy, łapałam różne treningi, jak tylko coś mnie zainteresowało - natychmiast pojawiało się w moim planie treningowym. Efekt był taki, że często chodziłam zmęczona, dzień był wypełniony na maksa, a efekty z czasem coraz słabsze. Trudno zresztą oceniać efekty, skoro nie było jasno sprecyzowanego celu. Teraz uczę się, że czasem trzeba mieć dzień bez trenowania, czasem trening jest leki, a czasem - solidnie daje w kość.

Idealnie jest, kiedy można łączyć treningi z pracą :) Czasami dzień pracy jest podzielony, z przerwą na rower :)
 Realizowanie planu treningowego wymagało też ode mnie zaufania Adamowi - pierwsze tygodnie były dość trudne pod tym względem, bo wciąż miałam ochotę "wciskać" swoje pomysły, ale z czasem sama zaczęłam dostrzegać, że wszystko jest ułożone w taki sposób, który zapewnia mi odpowiednią intensywność trenowania przy jednoczesnym zachowaniu równowagi i regeneracji. Adam wie, co robi - a ja idę za tym. Kiedy trzeba - wspiera, a innym razem jego stwierdzenie: "trzeba ćwiczyć" jest jak "kopniak" do dalszej pracy, bo wiem, że do celu daleko... ;) Moje dni nadal są wypełnione po brzegi - ale tym razem mądrze :) Jest w tym porządek, jest cel, mogę spokojnie trenować wiedząc, że czuwa nad tym ktoś, kto właściwie mną pokieruje. Efekty są widoczne już teraz - jestem w stanie zrealizować każde zadanie z planu i wychodzi mi to coraz lepiej, do tego dołączam ćwiczenia techniki - haha, idzie słabiutko, ale od czasu zgrupowania w Sokolcu i tak jest już lepiej :) Zostawiłam też sobie pływanie - jako relaks, odpoczynek i wielką przyjemność - nie wyobrażam sobie bowiem lata bez jeziora!

pływam dla przyjemności - a czasem startuję w sztafetach triathlonowych ;))

Rower zawładnął mną bez reszty - kolarstwo górskie jest dla mnie ogromnie trudnym, wymagającym sportem, potrzeba do tego umiejętności, z jakich nie zdawałam sobie do tej pory sprawy. Budzi wielkie emocje - od ogromnej fascynacji po lęk, od radości po łzy bezsilności i niemocy, zupełnie skrajne, a wszystkie tak samo intensywne. Chyba jednak to, że jest tak trudno, jest jednocześnie siłą, która napędza mnie do działania, każe się nie poddawać i próbować dalej. Mam nadzieję że ta fascynacja potrwa jeszcze długo i przyniesie mi wiele niesamowitych przeżyć. Czasem porównuję rower z bieganiem - moją wielką, niegasnącą wciąż miłością. W bieganiu jest zdecydowanie spokojniej, dla mnie - dużo łatwiej, prościej... ale równie fascynująco. Mam zatem teraz dwa serca, dwie radości, dwie miłości - i to aż do łez :)

2 komentarze:

  1. Marta, kolejny raz jestem pod wrażeniem. Jeszcze raz gratuluję powrotu. A tytuł rewelacyjnie w punkt👍

    OdpowiedzUsuń
  2. Marta, kolejny raz jestem pod wrażeniem. Jeszcze raz gratuluję powrotu. A tytuł rewelacyjnie w punkt👍

    OdpowiedzUsuń

"Bo w tym życiu to nam jakoś życia ciągle mało"

Nie mówcie, że coś w życiu jest niemożliwe. Albo, że się nie da, nie uda, nie można... Ostatnie miesiące pokazują mi, że w ciągu krótkiego c...