środa, 14 marca 2018

Burzliwy to związek

Bieganie... kocham je za wolność. Kiedy biegnę - jestem tylko ja, moje myśli, oddech, ciało, emocje... Nie ogranicza mnie nikt i nic. Trochę to podobne do latania w przestworzach - chłonę świat każdą komórką, mam poczucie, że jestem z nim jednością. Wielki odlot :) Nie potrzebuję niczego oprócz butów, które mam na nogach i plecaka na wodę i przekąski :) Jestem odpowiedzialna tylko za siebie.

Z rowerem wciąż jest trochę inaczej. Uwielbiam wiatr na twarzy, prędkość, możliwość pokonania wielu kilometrów w bezpośredniej bliskości z naturą, powietrzem, zapachami, widokami... Wciąż jednak jestem ja - Marta i on - Rower. Są chwile, kiedy czuję, że jesteśmy MY - moje ruchy są jednym z ruchami pedałów, moje ciało wpasowuje się idealnie w rowerowy kształt, wydaje mi się nawet, że on oddycha ze mną... Czasem zgrzyta na mnie wkręcając gałązkę w szprychy, niekiedy kaprysi i woła o szczególną troskę, innym razem domaga się bardziej zdecydowanego prowadzenia, by za chwilę pisnąć hamulcem o łagodniejsze traktowanie... Burzliwy to związek. Znajomość rozpoczęta z niemożności biegania, zatem już na wstępie na trudnej pozycji, bo biegowa miłość nie rdzewieje i wciąż tęsknota mnie zżera... Jednak uczę się rozumieć rower, a kiedy się to udaje, on odwdzięcza się doświadczeniem wolności, które tak dobrze znam z biegania :) Tutaj jednak jestem odpowiedzialna za nas dwoje. Fascynujące to, choć trudne ogromnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Bo w tym życiu to nam jakoś życia ciągle mało"

Nie mówcie, że coś w życiu jest niemożliwe. Albo, że się nie da, nie uda, nie można... Ostatnie miesiące pokazują mi, że w ciągu krótkiego c...